"Piękno oddania"- Georgia Cates. Fragment powieści.
Rozdział
1
Bogu dzięki za valium.
Mam poczucie winy, że zażyłam zmieniające świadomość tabletki
tylko po to, by poradzić sobie z emocjami związanymi z opuszczeniem
Jacka Henry’ego, szczególnie po tym przez co przeszłam, kiedy
moja matka była uzależniona. Potrzebuję jednak ucieczki od
dramatu, jaki rozgrywa się w mojej głowie. To jedynie chwilowe
rozwiązanie, wiedziałam o tym, gdy z niego skorzystałam, ale nie
mam pojęcia, jak poradzę sobie z emocjami, gdy wrócę do domu i
nie będę miała przy sobie leków, które mi pomogą.
Okropnie trudno mi to przyznać, ale zaczynam rozumieć jak moja
matka popadła w nałóg. Domyślam się, że łatwo jest wybrać tę
drogę, gdy wszędzie wokół panuje ciemność. To dla mnie wielka
czerwona lampka ostrzegawcza. Będę kochać Jacka Henry’ego do
ostatniego tchu, ale nie pozwolę sobie na wybranie tej samej drogi,
co moja matka – nieważne jak kusząca by ona nie była.
Samolot ląduje na LAX po koszmarnym locie z Sydney. Kiedy
podstawiają schodki, od razu czuję zapach typowy dla Los Angeles –
benzyny i smogu. To ten sam zapach, na który zwróciłam uwagę, gdy
przesiadałyśmy się tutaj trzy miesiące temu podczas lotu do
Australii. Wow. Wtedy moje życie wyglądało zupełnie inaczej.
Przeciskamy się przez zatłoczony terminal i przy punkcie odbioru
bagaży zauważam czekających na nas rodziców Addison. Ona wraca do
domu, żeby spędzić z nimi dwa tygodnie przed przyjazdem do
Nashville. To oznacza, że przez następne czternaście dni będę w
naszym mieszkaniu sama. Nie jestem pewna, czy to dobrze.
Donavonowie z otwartymi ramionami witają swoją córkę i mnie
także. Kochają mnie jak własne dziecko i myślę o tym, jak
idealnie by było zakochać się w ich synu, a nie w mężczyźnie,
który nie chce mnie nigdy więcej widzieć. Moja relacja z Benem
mogła być zupełnie inna. Kto wie, co stałoby się między nami,
gdybym nie wpadła na Jacka Henry’ego McLachlana w korytarzu do
klubowej łazienki? Ale wpadłam i nie umiem być z tego powodu
smutna. Żałować, że spotkałam mężczyznę, którego kocham,
oznaczałoby, iż życzę sobie, by nigdy się nie pojawił, a tego
nie potrafię zrobić. Ten rozdzierający moje serce ból jest ceną.
Jestem gotowa ją zapłacić nawet za ten krótki czas, kiedy byliśmy
razem.
Addison patrzy na mnie tak, jakbyśmy miały się więcej nie
zobaczyć.
– Naprawdę wolałabym, żebyś
pojechała ze mną. Nie chcę, żebyś wracała do domu w tym stanie.
– Nic mi nie będzie, Addie. – Nie ma
pojęcia, jak dobrze umiem sobie radzić, gdy życie okrutnie mnie
traktuje. – Moja mama byłaby strasznie zawiedziona, gdybym nie
wróciła dzisiaj do domu.
– Tak…
ale obiecaj mi, że nie spędzisz następnych dwóch tygodni, siedząc
w mieszkaniu i myśląc o nim.
– Obiecuję, że tego nie zrobię –
kłamię. Uśmiecham się nieszczerze, żeby ją przekonać. – Gdy
tylko wrócę, zatonę po uszy w muzyce. To pozwoli mi o nim nie
myśleć.
– Wiesz, że ci nie wierzę. – Robi
minę, której nie cierpię. Współczucie.
Wrrr.
– Nie jestem ze szkła, Addie. Duża ze
mnie dziewczynka. Tak, jest mi smutno, ale jakoś to przeżyję. To
nie koniec świata. – Kłamstwo.
Kłamstwo. Kłamstwo. Ze mną jest coś nie tak. Nawet najlepszej
przyjaciółce nie potrafię powiedzieć, jak bardzo jestem rozbita.
Dlaczego nie umiem nikogo do siebie dopuścić? Poza Jackiem
Henrym… on jedyny przebił się
przez ten mur i tym samym poznał prawdziwą mnie.
– Będę
do ciebie codziennie dzwonić. – Ściska mnie mocno, gdy się
żegnamy. – Muszę wiedzieć, że wszystko z tobą w porządku –
szepcze mi do ucha.
Nienawidzę jak tak do mnie mówi, jakbym
dążyła do samozniszczenia. Wkurza mnie to.
– Cholera, Addie. Moje życie nie
skończy się tylko dlatego, że już z nim nie jestem. Tak, będę
tęsknić za Lachlanem. –
Chciałabym móc go tak nie nazywać
podczas rozmów z nią. – Tęsknię za nim, to w porządku, to
normalne, ale to nie znaczy, że położę się i umrę. – Słowa
płynące z moich ust brzmią dobrze. Chciałabym, żeby były
prawdziwe.
Uśmiecha się. To chyba oznacza zadowolenie z
mojej zadziornej odpowiedzi.
– Dobrze, właśnie to chciałam od
ciebie usłyszeć.
– Będzie dobrze.
– Chciałam się po prostu upewnić, że
Laurelyn po Lachlanie nie będzie taka, jak Laurelyn po Blake’u.
Pff. Laurelyn po Blake’u nie dorasta do pięt
Laurelyn po Jacku Henrym, ale nie mogę dać jej tego po sobie
poznać, więc będę musiała się pozbierać, zanim wróci do
Nashville.
– Nie martw się, Addie.
– Teraz czuję się minimalnie lepiej,
że pozwalam ci samej jechać do domu, ale naprawdę zamierzam
codziennie dzwonić.
Wygląda, jakby jej ulżyło. Czy naprawdę
kupiła te moje bzdury? Cholera, jestem w tym lepsza, niż sądziłam.
Gdy się rozstajemy, zostaję sama. Znowu. Jak
zawsze.
Czekając w terminalu, postanawiam się
zameldować.
– Hej, mamo.
– Hej, córeczko. – W tych słowach
jest coś, co zawsze mnie uspokaja.
– Chciałam ci tylko dać znać, że
doleciałyśmy bez problemów. Lot do Nashville mam za godzinę, więc
będę potrzebowała podwózki około pierwszej.
– Będę czekać. Musisz mi opowiedzieć
wszystko o swojej wycieczce – mówi. Cholera! Mam się przyznać,
że poleciałam do Australii i zakochałam w facecie, którego nigdy
więcej nie zobaczę?
– Też nie mogę się doczekać, aż
cię zobaczę. – Chyba nie będę miała wyboru. Każda chwila
przez trzy miesiące w Australii była związana z Jackiem Henrym.
Jeśli jej o nas nie powiem, to nie będę miała o czym opowiadać.
– Czeka nas długa rozmowa, mamo.
– Też mam ci coś do powiedzenia. –
Ooo. To stwierdzenie może nastąpić tylko przed tym, co moja matka
nazywa dobrymi wiadomościami.
Naprawdę nie potrzeba mi teraz
więcej bzdur i jestem pewna, że nie chcę słyszeć tych nowin
przed tym, jak wsiądę do samolotu.
– Okej, powiesz mi jak wrócę.
– Dobry pomysł.
Rozłączam się i moje myśli od razu
zaczynają krążyć wokół tego, co może mieć mi do powiedzenia.
Brzmiała na naprawdę szczęśliwą. To będzie coś o nim.
Wiem to. Jestem pewna. Była zbyt radosna, żeby chodziło o
cokolwiek innego.
Po raz pierwszy w życiu nie jestem na nią
wściekła, że tak bardzo się zakochała. Teraz to rozumiem – jej
oddanie dla niego nawet po tylu latach. Czy tak będzie wyglądała
reszta mojego życia? Nigdy nie zapomnę o miłości, jaką darzę
Jacka Henry'ego. Nigdy?
Moja matka musiała patrzeć na mnie – na
dziecko, które ma z ukochanym mężczyzną – niemal codziennie
przez dwadzieścia trzy lata. Przeze mnie nie potrafi o nim
zapomnieć, zwłaszcza że jestem jak jego miniwersja, z tymi samymi
brązowymi włosami i jasnobrązowymi oczami. Nie ma we mnie nawet
odrobiny blondu i zieleni po matce.
Może życie bez Jacka Henry’ego nie będzie
aż takie złe? W końcu nie mam z nim dziecka, które codziennie
przypominałoby mi o tym, co dzieliliśmy. Ta myśl przypomina mi o
tym, co powiedział, gdy po raz pierwszy rozmawialiśmy o
antykoncepcji. „Nie chcę cię zostawić z dzieciakiem w brzuchu”.
Ta noc wydaje mi się oddalona o
miliony lat.
Teraz tak nie myśli – bo stara się nie być
egoistą – ale pewnego dnia poślubi kobietę i da jej dzieci.
Margaret już się o to zatroszczy. Jestem tego pewna. Ta myśl łamie
mi serce, bo to ja chcę być tą kobietą, która urodzi mu dzieci.
O cholera. Moje tabletki antykoncepcyjne.
Pamiętam, że wyjęłam je z szuflady stolika nocnego. Zostawiłam
je na łóżku? Byłam pochłonięta wrzucaniem wszystkiego do
walizek, zanim mógłby wrócić do domu na szybki seks w porze
lunchu. Głupia, miałaś pamiętać
o tabletkach, a i tak o nich zapomniałaś.
Teraz nic już na to nie poradzę. Wstąpię
do apteki jak tylko wrócę do domu. Ale kiedy dostanę kolejne
opakowanie, będę dwa dni do tyłu. Jeśli biorę więcej niż jedną
dziennie, czuję się słabo – ta
dodatkowa dawka hormonów zawsze tak na mnie działa, ale powinna
przynajmniej zagwarantować, że nie zajdę w ciążę. Może.
Patrzę na telefon, który trzymam w ręce, i
nie mogę się powstrzymać – muszę zobaczyć jego twarz. Teraz
mogę to zrobić, gdy nie ma już obok Addison analizującej moje
zachowanie. Patrzę na pierwsze zdjęcie, które zrobiłam Jackowi
Henry’emu. To, na którym jedziemy kabrioletem z opuszczonym dachem
do Avalon, po tym jak chwilę wcześniej kupiliśmy prezerwatywy.
Śmieję się, gdy przypominam sobie własny szok wywołany ich
liczbą. Rozglądam się po terminalu, żeby sprawdzić, czy nikt nie
patrzy na mnie jak na wariatkę. Nie obchodzi mnie to – może
faktycznie trochę mi odbiło.
A jeśli jeszcze tak się nie stało, mam
przeczucie, że nastąpi to już niedługo.
w tym miejscu znajduje się obrazek
Wysiadam w Nashville i już z daleka widzę
czubek blond głowy mojej mamy. Jest wysoka, więc łatwo ją
zauważyć. Czuję ulgę, gdy spostrzegam, że jest sama. Niemal
spodziewałam się, że będzie z nią on,
chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to mało prawdopodobne.
Otacza mnie ramionami i w tym momencie zdaję
sobie sprawę, że potrzebuję jej tak jak nigdy wcześniej. Chcę
powiedzieć wszystko o Jacku Henrym. Chcę od niej zapewnienia, że
wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli to nieprawda, desperacko
potrzebuję, by zapewniła mnie, iż dam sobie radę i kiedyś będzie
mi dobrze bez niego.
– Mmm – wzdycha, mocno mnie
przytulając. – Dobrze mieć moją dziewczynę z powrotem.
– Tęskniłam, mamo. Dobrze wrócić do
domu.
Odsuwa się, ale nadal trzyma moje dłonie,
rozkładając moje ramiona na boki, by mi się przyjrzeć.
– Wyglądasz inaczej, Laurie.
Nie ma nawet pojęcia, jak inna jestem od tej
dziewczyny, która wyjeżdżała stąd trzy miesiące temu.
– Opaliłam się.
– Tak, to prawda, ale nie o to mi
chodzi.
Nie wiem, co wydaje jej się inne w moim
wyglądzie. Niemożliwe, żeby widziała ból w moim sercu.
– Masz rację, dużo się we mnie
zmieniło.
– I chcę o tym wszystkim usłyszeć.
Co powiesz na późny lunch?
– Jasne, brzmi świetnie.
Zabiera mnie do mojej ulubionej meksykańskiej
restauracji i czuję, jak ślinka napływa mi do ust, gdy tylko
wyczuwam aromat dochodzący z kuchni. To zwykła, mała knajpka, ale
jedzenie jest prawdziwie meksykańskie. Brakowało mi tego. Po
południu nie ma na szczęście dużego ruchu. Zajmujemy swoje stałe
miejsce w rogu sali.
– Laurie, mam wspaniałe wieści.
Wygląda na to, że będzie mówiła pierwsza,
a to, co mam do powiedzenia o Australii i Jacku Henrym, będzie
musiało poczekać.
– Słucham.
– Chodzi o mnie i twojego tatę. –
Wygląda na taką zachwyconą, że zgaduję, iż poświęcił jej
trochę uwagi albo okazał nieco uczuć. Jeśli naprawdę o to
chodzi, jest żałosna. A ja zaczynam iść w jej ślady. – Jak
wiesz, odwiedził mnie, gdy byłaś w Australii…
– Tak, mówiłaś, że chciał mnie
poznać.
– Chciał. Nadal chce. Ale między nami
zaszła zmiana podczas twojej nieobecności. Odnowiliśmy znajomość.
Odnowili
znajomość. To może oznaczać
tylko jedno. Znowu z nim sypia i, oceniając po głupim uśmieszku na
jej twarzy, nie mogłaby być bardziej szczęśliwa.
– A co z jego żoną?
Widzę, że niezbyt się jej podoba pytanie o
panią Beckett.
– Nie kocha jej. Może kiedyś, na
samym początku małżeństwa ją kochał, ale to było wieki temu.
I właśnie dlatego ożenił się z nią, a
nie z tobą.
– I zgaduję, że zawsze nas kochał, a
udawanie przez ostatnie dwadzieścia trzy lata, że nie istniejemy,
doprowadzało go do agonii.
Ostatnia suka ze mnie, powinnam się zamknąć.
Jestem pewna, że moje zachowanie wyglądałoby równie głupio,
jeśli po latach w moim życiu pojawiłby się Jack Henry. Pewnie nie
miałoby dla mnie znaczenia to, czy ma żonę. Jestem pewna, że
gdyby poprosił, wlazłabym mu do łóżka.
– Przepraszam, mamo, to było okropne,
nie powinnam była tego mówić. Bardzo się cieszę z twojego
szczęścia. Mam nadzieję, że on da ci wszystko, o czym marzyłaś
przez te lata.
Nasza rozmowa stała się jednostronna,
słucham jak mówi o moim ojcu, jakby była moją najlepszą
koleżanką z liceum opowiadającą o swoim chłopaku. To niezręczne.
Nie chcę słuchać o romansie matki z żonatym facetem, z
jakimkolwiek facetem w ogóle – nawet jeśli to mój ojciec.
Nawet raz nie wspomina o Australii, więc ja
też tego nie robię. To tylko kolejny świetny przykład na to, jak
moja matka stawia siebie ponad wszystkimi innymi – poza nim. On
zawsze będzie na pierwszym miejscu.
Potrzebowałam, żeby dzisiaj zachowała się
jak matka – wysłuchała mnie i coś doradziła – ale jak zwykle
to ja gram rolę jej powierniczki. To boli.
– Wiesz, mamo? Jestem wykończona po
podróży. Możesz zawieźć mnie do mieszkania? Porozmawiamy
później, dobrze?
– Oczywiście, córeczko.
Ale nadal mówi o nim. Nadal opowiada rzeczy
dotyczące ich związku, których nie mam ochoty słuchać. Patrzę
przez okno i staram się jej nie słuchać.
Mój telefon pika, obwieszczając przyjście
wiadomości. Addison.
*Dotarłaś do
domu?*
Ignorując
monolog matki o ojcu, szybko odpisuję na wiadomość.
*Właśnie
jadę.*
Odpisuje niemal natychmiast.
*Kocham cię. Zadzwoń, jak będziesz
czegoś potrzebować.*
Może
powinnam była jechać z nią, zamiast wracać do Nashville. Wątpię
w podjętą przez siebie decyzję, gdy Jolie ciągle gada o romansie
z Jakiem Beckettem.
*Ja ciebie
też. Ale wszystko ok.*
Nie mogłam
się powstrzymać przed dopisaniem tej drugiej części.
Kiedy przyjeżdżamy do mieszkania,
mama pomaga mi z bagażami. W moim domu panuje zaduch. Będę
musiała przewietrzyć.
Dzięki Bogu, Jolie nie zostaje na dłużej.
Słyszałam już o wiele więcej o niej i moim dawcy spermy, niż bym
chciała.
Zamykam za nią drzwi. Charakterystyczny
dźwięk zamka potwierdza, że jestem całkiem sama. Opieram się o
drzwi, rozglądając się. Nic się nie zmieniło. Brązowa, skórzana
sofa jest dokładnie tam, gdzie ją zostawiłyśmy, dopchniętą do
ściany. Beżowy dywan nadal wygląda na dopiero co odkurzony. Ale
jedno się zmieniło – ja nie jestem tą samą osobą, którą
byłam, gdy ostatnio opuszczałam to miejsce. Nie wiedziałam, co to
znaczy desperacko kochać, ani być straszliwie zranioną. Teraz wiem
już obie te rzeczy.
Nie wiem, jak długo tak stoję z plecami
przyciśniętymi do drzwi. Może sekundy, a może godziny. W
tej ciemności, w którą wkroczyłam bez Jacka Henry’ego, czas nie
istnieje.
W którymś momencie stałam się żałosną
kupką na podłodze, z policzkiem przyciśniętym do zimnego,
ceramicznego kafelka. Ściskam czubek nosa, czując, że zamarza i
drżę w zimnym marcowym powiewie wiatru przedostającym się pod
drzwiami. Siadam i wyglądam przez okno. Robi się ciemno, a gdy
zajdzie słońce, zrobi się jeszcze zimniej.
Włączam ogrzewanie, ale dochodzę do
wniosku, że najlepszym sposobem na rozgrzanie się będzie prysznic.
Odkręcam możliwie najcieplejszą wodę. Łazienkę wypełnia para.
Reguluję temperaturę i wchodzę pod strumień wody. Dobrze to robi
mojemu ciału, ale nie pomaga umysłowi. Jedyne, o czym mogę myśleć,
to każda okazja, podczas której pod prysznicem był ze mną Jack
Henry. Pamiętam jak się dzięki niemu czułam, gdy otaczał czcią
moje ciało. Desperacko pragnę poczuć to znowu, ale wiem, że to
się nie wydarzy, i nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
Po prysznicu wkładam jedną z koszulek Jacka
Henry'ego, którą mu ukradłam. Miał ją na sobie, zanim po raz
ostatni poszliśmy razem spać. Przysuwam ją do nosa i biorę
głęboki oddech. Padam na łóżko, bo zawładnęło mną zmęczenie.
Po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy spędzę noc sama. To
dziwne uczucie. Naprawdę mi się to nie podoba.
Jack Henry poszedł już do łóżka beze
mnie. Myślę o tym, czy tęsknił za mną, gdy leżał w łóżku
obok mojego miejsca. Czy obudził się i sięgnął, by mnie objąć,
zanim przypomniał sobie, że mnie tam nie ma? Chciałabym wiedzieć,
czy z powodu mojej nieobecności nie mógł spać.
Czuję napływające do oczu łzy i nie
potrafię ich powstrzymać. Jestem sama, więc nie muszę nawet
próbować. Czuję, że z gardła próbuje mi się wyrwać krzyk.
Nakrywam twarz poduszką, żeby go zagłuszyć, bo nie chcę straszyć
sąsiadów. Kopię materac jak niemowlę w ataku histerii. Gdyby ktoś
mnie teraz zobaczył, trafiłabym do psychiatryka. Ale muszę to z
siebie wyrzucić. Jestem w agonii.
Mógł poprosić, żebym została, ale tego
nie zrobił. Powiedziałam mu, że go kocham, lecz on nie potrafił
powiedzieć tego samego. To dlatego, że musiałby skłamać, a
jednym, czego nie robiliśmy, było udawanie.
Nie mogę zaprzeczyć. To jedno kłamstwo
byłoby mi na rękę.
Rozdział
2
Jack McLachlan
Żadnych brunetek. Już zawsze patrząc na brunetkę, będę myślał
o niej. Laurelyn zrujnowała moje wszystkie przyszłe relacje z
ciemnowłosymi kobietami. Na zawsze. I właśnie z tego powodu siedzę
zupełnie zalany w tym hotelowym barze. Muszę zrobić jedyną rzecz,
która sprawi, że jej odejście będzie mniej bolesne. Znajdę numer
czternaście, zabiorę ją na górę i będę pieprzyć do czasu, aż
Laurelyn zniknie z mojej głowy.
Pięć kieliszków temu byłem całkiem nawalony, a teraz piję
kieliszek numer zapomnienie. Piję do dna i uderzam nim o blat.
– Jeszcze jeden.
Barman patrzy na mnie z ukosa, jakby próbował zdecydować, czy
podać mi więcej alkoholu, ale wyciągam portfel i kładę na barze
banknot.
– Prosiłem o jeszcze jeden.
Odwracam się na stołku i zaczynam poszukiwania. Pokój mam już
zarezerwowany, teraz potrzebuję tylko kobiety, która mnie nie
rozpozna. Numeru czternaście.
Przeszukuję wzrokiem pomieszczenie i zaczynam
przegląd. Widzę kilka nieźle wyglądających blondynek, jedną
rudą albo dwie, ale żadna nie jest nawet w połowie tak ładna jak
ona. I żadna nigdy nie będzie.
Moje myśli podążają do tego miejsca w mojej głowie, gdzie
znajduje się Laurelyn, więc nie zauważam, kiedy ktoś siada na
stołku obok. Z transu wytrąca mnie jej głos.
– Czekasz na kogoś?
Odwracam się do właścicielki głosu i widzę
atrakcyjną blondynkę o lekko kręconych, jasnych włosach
sięgających podbródka, a w jej jasnych, niebieskich oczach nie
widzę, żeby mnie rozpoznała. Ma trzydzieści, może czterdzieści
lat. Ubrana jest w elegancką sukienkę i dopasowaną kurtkę. Jest
bardzo w moim typie. Sprzed Laurelyn.
Kręcę głową.
– Na nikogo konkretnego. Po prostu szukam towarzystwa.
Uśmiecha się.
– To tak jak ja. Może więc dotrzymamy go sobie?
Za dużo wypiłem, więc nie mam żadnego powodu, by sądzić, że
spodoba jej się to, co powiem. Nie wiem. Może chcę to spieprzyć,
żeby odpuściła.
– Nie jestem normalnym towarzystwem. Mam bardzo konkretne
wymagania co do kobiet, z którymi się spotykam. Po pierwsze, nie
podam ci mojego prawdziwego nazwiska i nie chcę poznać twojego.
Szczerze powiedziawszy, zależy mi tylko na seksie i zabawie przez
kilka tygodni, a później nigdy więcej nie chcę cię spotkać.
Czekam aż da mi w twarz albo wstanie i odejdzie, ale nie dzieje się
żadna z tych rzeczy.
– Rany. Jesteś bardzo bezpośredni.
– Mówię, co myślę, bo nie mam czasu na gierki. – Czy
dokładnie tego samego nie powiedziałem Laurelyn, gdy zapytała, czy
w ogóle myślę, zanim się odezwę?
– W porządku.
Co? Serio? Zgadza się na to, co właśnie jej powiedziałem?
– Piszesz się na to?
– Jasne. Potrzebuję, żeby ktoś odciągnął moją uwagę.
– Od czego?
– Od mężczyzny, którego kocham. – Opuszcza wzrok na
drinka trzymanego w dłoni i kręci szklanką. – On nie czuje tego
samego. A co z tobą?
Nie będę rozmawiał o mojej miłości z inną kobietą, zwłaszcza
z taką, którą zaraz przelecę. Nawet ja wiem, że to nie byłoby
normalne.
– Nic. Po prostu nie lubię się angażować ani utrzymywać
kontaktu z kobietą, z którą skończę się widywać.
– Szanuję, że jesteś taki szczery.
Dopijam ostatni kieliszek i wstaję od baru. Trochę się chwieję, a
ona wyciąga rękę, żeby mnie podtrzymać
– W porządku?
Próbuję się ogarnąć, żeby tego nie spieprzyć. Właśnie tego
potrzebuję. W ten sposób pozbędę się myśli o niej.
– Tak. Nie musimy iść do recepcji. Mam już pokój.
Dojeżdżamy na trzecie piętro i wysiadamy. Jestem tak zalany, że
zaskakuje mnie to, iż jestem w stanie znaleźć pokój. Kobieta musi
wyjąć mi kartę magnetyczną z ręki, żeby otworzyć drzwi, bo nie
mogę trafić nią do czytnika. Miejmy nadzieję, że inaczej będzie
z moim fiutem.
Wchodzimy do środka, a ja bawię się w berka ze ścianami, po czym
padam na łóżko. Na sekundę zamykam oczy, a gdy je otwieram,
bezimienna blondynka siada na mnie okrakiem w samej bieliźnie.
Sięga do tyłu, by rozpiąć stanik, a następnie kładzie moje
dłonie na swoich cyckach. Wyglądają nieźle, ale mimo wypitego
alkoholu i tak wyczuwam, że są sztuczne. Nie przypominają w dotyku
piersi Laurelyn.
Cholera! Nie mogę wybić jej sobie z głowy, nawet mając ręce
pełne cycków.
Ona pochyla się, by mnie pocałować, a ja
odwracam głowę i jej usta lądują na mojej szczęce. Nie spieszy
się, składając pocałunki coraz niżej na mojej szyi. Zamykam
oczy, żeby na nią nie patrzeć.
Rozpina mi koszulę i mówi, żebym się podniósł, by mogła ją
zdjąć. Robię, co każe, a później opadam z powrotem na łóżko.
Jej dłonie przesuwają się w górę i dół po mojej klatce
piersiowej.
– Cieszę się, że na ciebie wpadłam. Jesteś bardzo
seksowny.
Jej usta lądują nad moim mostkiem i przesuwają się w dół, aż
do brzucha. Rozpina guzik moich spodni, a później suwak. Jestem
cholernie pijany, ale i tak mi staje.
Ciągnie za moje spodnie i bokserki, aż udaje
jej się je zsunąć, a później schodzi z łóżka, żeby zdjąć
mi buty. Następnie zdejmuje majtki i rzuca je na podłogę, tam,
gdzie leży też jej sukienka.
Wspina się na mnie z powrotem i widzę, że
ma w ręce prezerwatywę. Pewnie przyniosła ją ze sobą, bo nie
zapytała, gdzie trzymam swoje.
Słyszę, jak rozrywa opakowanie i czuję, jak zakłada mi gumkę.
Przecieram oczy, bo wszystko, co widzę pod powiekami, to ciemność
i twarz Laurelyn. Kurwa! Chcę o niej zapomnieć i wiem, że to
właściwy sposób, więc dlaczego nie działa? Czemu dalej ją
widzę? Tęsknię za nią? Kocham ją?
Czuję dłoń blondynki na swoim penisie i
wiem, że jeśli teraz jej nie powstrzymam, za chwilę wsadzi sobie
mojego fiuta, więc zrywam się z łóżka i spycham ją z siebie.
– Przepraszam, nie mogę tego zrobić.
Wstaję i zaczynam się ubierać, a ona gapi się na mnie, leżąc
na łóżku. Nie mówi ani słowa, a gdy jestem już ubrany, nawet na
nią nie patrzę.
– Zapłaciłem za pokój. Możesz zostać, jeśli chcesz.
Zamykam za sobą drzwi i wyjmuję telefon.
Potrzebuję mojego brata, więc do niego dzwonię.
– Evan, musisz po mnie przyjechać.
– Wiesz, która jest godzina?
– Nie i mam to w dupie. Przyjedź po mnie do Langforda.
w tym miejscu znajduje się obrazek
Kiedy już jestem w samochodzie mojego brata, słyszę jak mówi:
– Wyglądasz jak gówno.
Dokładnie to potrzebowałem usłyszeć.
– Pierdol się.
Przygląda mi się.
– Co ty, do cholery, tu robisz?
Patrzę przez okno.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Jak nie masz ochoty na rozmowę, to dlaczego zadzwoniłeś
do mnie? Za odwożenie cię do domu po pijaku płacisz przecież
Danielowi.
Zaczynam żałować, że do niego zadzwoniłem. Nie wiem, co sobie
myślałem.
– Może powinienem był zadzwonić do Daniela.
– Właśnie tak. Może powinieneś był. Kiedy przyjechałeś
do miasta?
– Dzisiaj.
– Matka wariuje, próbując się z tobą skontaktować.
Umiera z ciekawości, co się stało z Laurelyn.
Nie odpowiadam, nadal wyglądając przez okno.
– To o to chodzi, no nie? Poprosiłeś ją, żeby została, a
ona ci odmówiła?
– To nie tak było.
– A jak?
Boli mnie, że muszę o tym mówić.
– Wyjechała bez pożegnania.
– Kurwa. Zimna z niej suka.
– Nie mów tak o niej! Nie masz o niczym pojęcia.
– Czy cokolwiek ma znaczenie, jeśli spieprzyła stąd, nie
mówiąc nawet „pocałuj mnie w dupę”?
– Tak, to ma znaczenie, zupełnie zmienia całą sytuację.
Nasza relacja była skomplikowana, a w dodatku doszło do głupiego
nieporozumienia.
– Jak bardzo mogła być skomplikowana? Ona była tu trzy
miesiące. Byliście razem, dobrze się bawiliście, a później
wróciła do domu.
Nie wierzę, że zamierzam powiedzieć mu prawdę.
– Było w tym o wiele więcej. Mieliśmy
umowę. Nie znaliśmy swoich prawdziwych nazwisk. Miała mi dotrzymać
towarzystwa przez trzy miesiące, a później wrócić do domu. Ja to
tak ustawiłem, a ona zgodziła się na całkowite zerwanie kontaktu
po swoim wyjeździe. Ale nic nie poszło zgodnie z planem. Ja
poznałem jej prawdziwe imię. Ona moje imię i nazwisko.
Powiedziała, że mnie kocha, ale byłem zbyt uparty, żeby chcieć
to usłyszeć, bo jestem pierdolonym idiotą. Nie była w stanie się
ze mną pożegnać, a ja puściłem ją, nie mówiąc, co do niej
czuję.
– Więc znajdź Laurelyn i jej to powiedz.
Myśli, że to takie proste.
– To może być trudne, skoro nie znam jej nazwiska.
– Brachu, to popieprzone. Dlaczego robisz coś takiego?
Evan nie wie, jak wygląda moje życie. On odciął się od winnic i
wybrał proste życie z normalną pracą i Emmę.
– Bo jestem multimilionerem, a gdy kobieta dowie się, że
masz kasę, to cię wykorzysta. Robię tak od lat i zawsze działało
idealnie. Do czasu spotkania z Laurelyn.
– Więc ona nie wiedziała, kim jesteś, ani że masz
cholernie dużo pieniędzy?
– Nie. Dowiedziała się dopiero, kiedy przyjechałem razem z
nią do szpitala, do taty.
– Mama się wścieknie. Już planowała wasz ślub i
wybierała imiona dla wnuków.
Nie musi mi o tym przypominać.
– Wiem. Pokochała Laurelyn tak jak ja.
– Moja żona i moje dzieci również. Celia nadal o niej
mówi. Mila pewnie też by to robiła, gdyby umiała mówić.
Nie wierzę, że zadam mu to pytanie.
– Skąd wiedziałeś, że Emma to ta jedyna?
Waha się, a ja zastanawiam się, czy mi powie. Nie miałbym
pretensji, gdyby nie odpowiedział.
– Nie możesz wykorzystać niczego, co ci powiem, przeciwko
mnie. Mówię poważnie. Nie rzucaj mi tym później w twarz, jeśli
uznasz, że to zabawne.
– W życiu. Daję słowo.
– Spotykaliśmy się przez kilka
miesięcy i zerwaliśmy przez jakąś głupotę, a później
zobaczyłem ją z innym facetem. Nie wiem jak opisać to uczucie.
Zranienie. Ból. Wściekłość. Desperacja. A to tylko krótka
lista. Wystarczyło, że tamten na nią spojrzał, i miałem ochotę
go udusić gołymi rękami.
Myślę o tym, jak szalałem z zazdrości
przez ostatnie trzy miesiące. Chciałem spuścić łomot Benowi
Donavonowi, swingersowi Chrisowi i Blake’owi Phillipsowi.
– Tak, to brzmi co najmniej znajomo.
– Jack, nie zawsze wiesz, ile jest warta miłość kobiety,
dopóki jej nie stracisz.
To głębokie
jak na mojego młodszego brata.
– Nic nie mówi głośniej i wyraźniej niż twoje serce,
więc posłuchaj co ma ci do powiedzenia. Nie potrzebujesz, żebym ci
mówił, czy ona jest tą jedyną.
– Moje serce nic mi nie mówi. Ono desperacko wrzeszczy,
żebym znalazł Laurelyn i powiedział jej, jak bardzo ją kocham.
– Brachu, jesteś cholernie bogaty. Wypuść psy gończe i
znajdź swoją dziewczynę. Za odpowiednią sumę ktoś na pewno ją
odszuka.
Evan ma rację. Jeśli zapłacę odpowiednio dużo, będzie to
możliwe. Znam nawet odpowiedniego faceta do tego zadania.
Jest późno, ale nie obchodzi mnie to. Wyjmuję telefon i wybieram
znajomy numer.
– Biuro detektywistyczne Callaghana.
– Jim, tu Jack McLachlan. Mam dla ciebie sprawę, i to bardzo
ważną. Chcę, żebyś znalazł kogoś w Stanach Zjednoczonych. Masz
ważny paszport?
w tym miejscu
znajduje się obrazek
Ktoś dzwoni do drzwi. Otwieram oczy i przeklinam słońce drwiące
ze mnie przez okno. Wyciągam rękę, tak jak codziennie od tygodnia,
i czuję, że miejsce obok mnie jest puste. Minęło siedem dni, a ja
nadal nie przyzwyczaiłem się do jej nieobecności.
Po wczorajszym piciu pęka mi głowa, a natrętne dzwonienie do
drzwi wcale nie pomaga. Chcę wrzasnąć na tego człowieka, żeby
przestał i sobie poszedł, ale wiem, że jeśli podniosę głos,
tylko pogorszę swoją sytuację. Na wyświetlaczu zegarka stojącego
na szafce nocnej widnieje 7:18. Muszę przyznać, że jak na mnie to
późna godzina, ale kto, do cholery, przyjechałby do mojego
mieszkania o tej porze w sobotę? Nikt oprócz Evana nie wie, że
jestem w Sydney, co może oznaczać wyłącznie jedno. Powiedział
mamie, a teraz ona przyjechała mnie ochrzanić, bo Evan nadal uważa
wpędzanie mnie w kłopoty za cholernie zabawne. Właśnie tak kończy
się dla mnie dzwonienie do tego gnojka.
Kiedy otwieram drzwi, Margaret McLachlan wpada
do mieszkania. O kurwa! To nie
pójdzie łatwo.
– Może
wejdziesz, mamo?
– Nie pyskuj mi tutaj. Próbuję się do ciebie dodzwonić od
tygodnia, a ty nie odbierasz moich telefonów. Szkoda, że musiałam
tak na ciebie polować, żeby dowiedzieć się, co się właściwie
stało.
– Są zbiory. Nie muszę ci chyba mówić, jak bardzo jestem
teraz zajęty.
– Laurelyn miała wyjechać już kilka dni temu i od tego
czasu się nie odzywasz. Odchodzę od zmysłów z tej ciekawości,
ale skoro mnie unikałeś, to jestem w stanie wszystkiego się
domyślić. Spieprzyłeś sprawę, prawda?
No i się zaczyna.
– Tak, zawaliłem.
Opiera dłonie na biodrach i patrzy do góry, wzdychając.
– Powiedziała, że cię kocha?
Skąd może to wiedzieć? Zgaduje?
– Tak.
– I co jej odpowiedziałeś? – Patrzy tak, jakby miała
mnie zaraz udusić, jeśli nie odpowiem tak, jak chce, żebym
odpowiedział. Mam nadzieję, że moja szyja wytrzyma nacisk jej rąk.
– Nic nie odpowiedziałem. – A
później ją przeleciałem.
Wydaje się zaskoczona moim brakiem odpowiedzi na wyznanie miłości
Laurelyn.
– Och. W takim razie chyba jestem ci winna przeprosiny. Kilka
tygodni temu odwiedziłam ją w Avalon. Powiedziała mi, że cię
kocha, a ja myślałam, że czujesz to samo, więc zachęciłam ją,
żeby ci to wyznała. Nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała, że
nic do niej nie czujesz.
– Ale ja czuję, mamo. Bardzo kocham Laurelyn.
Widzę niezrozumienie na jej twarzy.
– W takim razie nie rozumiem. Dlaczego jej tego nie
powiedziałeś i nie poprosiłeś, żeby z tobą została? To była
idealna okazja.
Nie sądzę, żeby dobrze przyjęła to, czego się dowie.
– Nie spotykam się z kobietami, które mówią takie rzeczy,
więc się tego nie spodziewałem. Myślałem o tym dniami i nocami
przez następny tydzień, zanim zdołałem przyznać sam przed sobą,
co czuję. Jechałem, żeby jej to powiedzieć, poprosić, żeby
została, ale wyjechała bez pożegnania. Mamo, ona wyjechała, nie
wiedząc, że ją kocham.
Widzę po jej minie, że nie jest zadowolona.
– Nie rozumiem. Minął tydzień. Dlaczego za nią nie
pojechałeś? Albo przynajmniej nie zadzwoniłeś, żeby wyznać jej
miłość?
No i dotarliśmy do sedna. Nie dam rady utrzymać w tajemnicy tego,
co zaszło między mną a Laurelyn. Co więcej, teraz już nie chcę
kłamać. Nienawidzę kłamstw i udawania. Właśnie przez te dwie
rzeczy straciłem kobietę, którą kocham.
Cholera, matka
się wścieknie.
– Muszę ci coś powiedzieć, ale w ogóle ci się to nie
spodoba.
Patrzy na mnie ze złością.
– Nic mi się tutaj nie podoba, synku.
– Wiem, ale będzie tylko gorzej. – Czuję się, jakbym znów
był dzieckiem, które musi się przyznać, że zachowało się jak
gówniarz… Ale jestem dorosłym człowiekiem, a to poważna sprawa.
– Kiedy zaczęliśmy się spotykać z Laurelyn, nie oczekiwaliśmy,
że ta relacja będzie czymś więcej niż tylko krótką przygodą.
Oboje wiedzieliśmy, że spędzi w Australii trzy miesiące, więc
zawarliśmy układ, zgodnie z którym mieliśmy się w tym czasie
spotykać i dobrze bawić. Bez żadnych zobowiązań.
Widzę, że jest zirytowana.
– Już mi to mówiłeś.
Przygotowuję się na najgorsze.
– Tak, ale nie powiedziałem ci wszystkiego. Nie podałem jej
mojego imienia i nazwiska. Nie chciałem, żeby je znała, bo nie
życzyłem sobie żadnego kontaktu z jej strony, po tym jak nasza
relacja się zakończy. Używałem innego nazwiska. Był to jedyny
sposób, żeby mnie nie odnalazła. Kiedy przedstawiłem jej te
warunki, była nieźle wkurzona, ale w końcu się zgodziła. A skoro
nie znała moich danych, ja też nie wiedziałem, jak ona się
nazywa.
– Nie ma na imię Laurelyn?
– Laurelyn to jej prawdziwe imię.
Dowiedziałem się tego przypadkiem. Ale jej nazwisko, Beckett, jest
fałszywe. Nigdy nie powiedziała mi, jak naprawdę się nazywa.
Prawie widzę jak mama łączy elementy tej układanki w całość.
– Ale przywiozłeś ją do domu, żeby nas poznała, i mówiła
wtedy do ciebie Jack Henry.
– Nie mogłem dłużej ukrywać tożsamości, gdy
przyjechaliśmy do taty do szpitala, więc tamtego wieczora
powiedziałem jej prawdę. Od tamtej pory wiedziała o mnie wszystko.
– Ale nie pomyślałeś o tym, że warto byłoby zapytać ją
o nazwisko? – Zaczyna podnosić głos. – Nawet kiedy ona
wiedziała, kim ty jesteś?
Zanim odpowiem, waham się, bo nie spodoba jej się to, co usłyszy.
– Nie obchodziło mnie jej nazwisko. Nie zamierzałem
zmieniać naszych planów tylko dlatego, że ona wiedziała kim
jestem. Wtedy jej nie kochałem.
– Pieprzenie! Byłeś zakochany w tej dziewczynie, kiedy
przywiozłeś ją do mojego domu. Zrozumiałam to w chwili, gdy
zobaczyłam was razem. Jej miłość do ciebie także była
oczywista. Wtedy mogła ci tego jeszcze nie mówić, ale musiałbyś
być głupi, żeby nie zauważyć.
Nie mogę się nie zgodzić z jej zdaniem. Z całą pewnością
byłem durniem.
Opieram dłonie o zimny, granitowy blat i pochylam się, zamykając
oczy. Mam ochotę przyłożyć głowę do tej chłodnej powierzchni,
żeby sprawdzić, czy przyniesie mi to choć odrobinę ulgi. Tak
kurewsko mnie boli.
– Nie chciałem tego widzieć, ponieważ nie chciałem się w
niej zakochać.
– Ale i tak się zakochałeś.
– Tak, to prawda, a ona wyjechała bez pożegnania, zanim jej
o tym powiedziałem.
– No nie wierzę, Jacku Henry! – Mama
podnosi torebkę, żeby mnie nią walnąć parę dobrych razy. I robi
to z dużą siłą. Jest jedyną kobietą, która bije torebką
trzydziestoletniego syna. – Mieszkała z tobą, spaliście w jednym
łóżku i nigdy nie zapytałeś, jak się nazywa? – Zamachuje się
i znowu mnie uderza. Cholera,
naprawdę jest wściekła.
Nawet nie próbuję uniknąć zmierzającej w
moją stronę torebki. Wiem, że matka w ten sposób się wyżyje.
– To musiało strasznie zaboleć tę biedną dziewczynę. W
ogóle się nie dziwię, że wyjechała bez pożegnania. Zrobiłabym
to samo, gdybym powiedziała facetowi, że go kocham, a on tylko
gapiłby się na mnie bez słowa.
– Nie gapiłem się na nią bez słowa.
– A co zrobiłeś?
Zwieszam głowę, zawstydzony, myśląc o tym, jak ją później
przeleciałem.
– Nie chcesz wiedzieć.
Odwracam się do szuflady z lekami, żeby wziąć coś na ból głowy.
– Wiem, jaki byłem głupi, mamo. Ale naprawię to. Wiem o
niej wiele innych rzeczy. Znajdziemy ją.
– Jacy my?
– Zatrudniłem kogoś, kto pojedzie do Stanów ją znaleźć.
Detektywa. – Nie wspominam o tym, jak często korzystam z jego
usług i skąd wiem, że bez problemu ją znajdzie.
– Ty sam powinieneś za nią jechać. Znaczyłoby to dla niej
o wiele więcej.
– Chciałbym móc, ale sam nie mam środków, żeby ją
odnaleźć.
– Synku, znalezienie jej nie będzie twoim największym
problemem. Okrutnie ją zraniłeś. Może ci tego nie wybaczyć, więc
byłoby mądrze przygotować się na odrzucenie.
Myśl, że Laurelyn mogłaby mnie odrzucić, jest bolesna, ale nie
mogę jej zignorować.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby jej to
wynagrodzić, bo nienawidzę tego, jaki jestem bez niej. Zdobędę ją
na nowo, a kiedy już to zrobię, nigdy nie pozwolę jej odejść.
Mama chyba wie, co mam na myśli, ale wolę uniknąć wszelkich
nieporozumień.
– Nie chcę żyć bez Laurelyn nawet przez jeden dzień. Gdy
ją znajdę, oświadczę się.
Rozdział
3
Laurelyn Prescott
Stoję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Wyglądam okropnie.
Wklepuję korektor pod oczy, żeby zakryć ciemne cienie, ale tej
beznadziei nie da się ukryć. Żaden makijaż tego nie zakamufluje.
Bez sensu nakładam na policzki róż, ale sprawia on jedynie, że
moja twarz wydaje się jeszcze bardziej zapadnięta, a oczy większe.
Nie muszę stawać na wadze. Wiem, że schudłam. Jeśli moja twarz
nie jest dostatecznym dowodem, moje luźne ubrania już są.
Nie mam prawie żadnego jedzenia, ale nie mogę się zmusić, żeby
pójść na zakupy. To i tak nie ma żadnego znaczenia. Straciłam
apetyt. Pizza, którą zamówiłam dwa dni temu, nadal leży niemal
nietknięta w lodówce. Parę gryzów, tyle dałam radę przełknąć,
zanim mój żołądek się zbuntował. Oto czym się stałam. Tęsknię
za nim tak bardzo, że męka przebywania z dala od niego wpędza mnie
w chorobę.
Wiem, że nie mogę żyć dłużej w ten sposób. Cały czas czekam
aż mi się poprawi. No bo dajcie spokój, musi mi się w końcu
poprawić, prawda?
Przetrwałam bez Jacka Henry’ego już prawie dwa tygodnie.
Właśnie mija dwunasty dzień bez jego dotyku i głosu, obecności
obok mnie w łóżku. Nie było łatwo. Jeśli mam być szczera, to
piekło przez jakie jeszcze nie przechodziłam. Bolesne bardziej niż
cokolwiek.
Moja matka od tygodnia błaga mnie, żebym przyjechała ją
odwiedzić; ją i mojego ojca. Bardzo się cieszy, że znów jest z
żonatym facetem. Nawet mimo tego, że nie nauczono mnie jakie to
nieodpowiednie wchodzić w związek z kimś żonatym, wiem, że to
nie w porządku. Jedyną zaletą jej obsesji na jego punkcie jest
fakt, że nie miała czasu wpaść i sprawdzić co u mnie słychać.
Kończę się malować, po czym wzdycham, próbując ocenić efekt.
Obawiam się, że nie wyszło dobrze. Wyglądam nędznie, a Blake na
pewno pomyśli, że to przez niego. Robi mi się niedobrze na myśl,
że dzisiaj go zobaczę, ale nie mogę siedzieć w mieszkaniu do
końca życia. Mam karierę, która wymaga zaangażowania. Mój
manager, David, wyraził się bardzo jasno, mówiąc, że mam się
zebrać do kupy i ruszyć do wytwórni, jeśli chcę ratować swoją
karierę. Albo to zrobię, powiedział, albo przestanie mnie
reprezentować. A do tego nie mogę dopuścić.
Przypominam sobie jego słowa i mam ochotę zwymiotować. Laurelyn,
będziesz całować Blake’a po stopach albo zrobisz wszystko inne,
by naprawić tę sytuację.
Nic jednak nie naprawi tej sytuacji. Brzydzi mnie sama myśl, że
moja kariera i przyszłość zależą od Blake’a Phillipsa. On może
mnie zrujnować, jeśli powie odpowiednim ludziom o moim wyjściu ze
studia w trakcie nagrywania albumu. Nikogo nie zainteresują powody
mojego zachowania.
Dojechałam do studia. Przez jakiś czas siedzę w samochodzie,
zbierając myśli i siły. To nie myśl o Blake’u mnie denerwuje,
tylko o powrocie do mojego dawnego życia –
tego przed Jackiem Henrym. Muszę wejść do tego budynku i to
mnie przytłacza, bo czuję, jakbym się cofała. Nienawidzę tego.
Patrzę na jego zdjęcie zapisane w moim telefonie, przesuwając
palcem po jego kilkudniowym zaroście i przypominając sobie, jak
jego twarz drapała pod koniec dnia, zwłaszcza gdy właśnie wszedł
do łóżka. Och, jak tęsknię za jego twarzą przy mojej twarzy.
Na moim brzuchu, po wewnętrznej stronie ud, na mojej…
Muszę przestać. Bardzo bym chciała, ale nie mogę siedzieć
cały dzień w samochodzie i myśleć o pieprzeniu się z Jackiem
Henrym.
Biorę głęboki oddech, prostuję się, po czym wchodzę do budynku
prowadzącego mnie w przeszłość. Podczas oczekiwania na windę
wyczuwam, że ktoś za mną stoi. Wiem, że to on, Blake. Nie muszę
się odwracać, żeby się upewnić, ale udaję, że nie zdaję sobie
sprawy z jego obecności. Nic nie mówi i zastanawiam się, czy to
dlatego, że nie wiedział o moim przyjeździe, czy jest po prostu
zszokowany. Mam nadzieję, że brakuje mu słów, bo wstydzi się
tego, co mi zrobił.
Gdy drzwi windy otwierają się z dźwiękiem dzwonka, wchodzę do
środka, a on razem ze mną. Widzę kątem oka jak się na mnie gapi,
ale milczę. Udaję, że jest niewidzialny, bo dla mnie taki właśnie
jest.
– Laurelyn – mówi, sięgając do mojego ramienia. Odsuwam
się, żeby nie mógł mnie dotknąć. – Nie bądź taka, tęskniłem
za tobą.
Gdy drzwi zaczynają się rozsuwać, uciekam od niego bez słowa. I
tak będę musiała z nim porozmawiać, żeby dowiedzieć się co z
kontraktem na płytę, ale to czysto służbowa rozmowa, więc nie
zamierzam nawet wspominać o naszej niesłużbowej przeszłości.
Jeśli o mnie chodzi, nie ma o czym mówić.
David czeka w studiu. Kiedy mnie zauważa,
podchodzi, przytula mnie, mimo odczuwanej złości.
– Laurelyn, bardzo się cieszę, że przyszłaś. Nie byłem
pewien czy się pojawisz, ale dobrze cię widzieć.
Davida też dobrze widzieć. Był obecny w
moim życiu już od dawna i tęskniłam za nim. Nie wie, co wydarzyło
się między mną i Blakiem, i lepiej, żeby tak zostało. Nie chcę,
żeby był zawiedziony tym, że naraziłam swoją karierę, wchodząc
w związek z producentem – żonatym czy nie.
Wieść, że wróciłam, szybko się rozchodzi i ludzie przychodzą,
żeby sprawdzić, czy plotki są prawdziwe. Witam się z ludźmi,
których kiedyś widywałam codziennie, ale później wszystko się
uspokaja i następuje czas rozmów o biznesie.
Liczę, że David zajmie się szczegółami,
co oczywiście robi, jak przystało na najlepszego menedżera. W
niecałą godzinę dochodzimy do porozumienia. Poszło dobrze, lepiej
niż się spodziewałam, i jutro wrócimy do nagrywania albumu, które
przerwałam, wychodząc ze studia cztery miesiące temu.
Być może Blake czuje się winny, po tym, co zrobił, i to dlatego
tak chętnie z nami negocjował. Nawet ja wiem, że przecież nie
musiał tego robić, ponieważ to ja nie dotrzymałam umowy.
Gdy czekam na windę, czuję się gównianie, bo poświęciłam
siebie i wszystko, w co wierzę, tylko po to, żeby zrealizować
swoje marzenia. Ale tak wygląda ten biznes. Czasem trzeba postępować
wbrew sobie, żeby się przebić. Muszę po prostu przeżyć
nagrywanie tej płyty i mieć nadzieję, że już nigdy nie zobaczę
Blake'a Phillipsa.
Wchodzę do maleńkiej windy, która zawiezie mnie na parter. Blake
znów wsiada za mną i mogę jedynie zjechać razem z nim, nie mam
wyjścia. Jesteśmy sami, ale nie łudzę się, że będzie tylko
stał i milczał, gapiąc się na mnie. Wlazł tu nie bez powodu.
– Cieszę się, że do mnie wróciłaś.
O nie, nie ma
mowy.
– Wyjaśnijmy coś sobie. Nie wróciłam
do ciebie.
Nie w ten sposób.
– Miałem na myśli, że cieszę się z twojego powrotu do
domu, do miejsca, w którym powinnaś być, a nie siedzieć gdzieś
na drugim końcu świata.
Kim on jest, że myśli, iż wie, gdzie powinnam być?
– Byłam dziewięć tysięcy mil stąd i to nadal nie było
dla mnie wystarczająco daleko od ciebie.
Przeciąga palcem po moim ramieniu. Kiedyś uwielbiałam, jak to
robił, ale teraz mnie to brzydzi.
– Laurie, nie bądź taka. Tęskniłaś za mną. Ja to wiem i
ty to wiesz.
Patrzę mu prosto w oczy po raz pierwszy.
– Mylisz się.
Kiedy widzę jego krzywy uśmiech, mam ochotę uderzyć go w krtań.
– Myślałaś, że jeśli uciekniesz, to o mnie zapomnisz,
ale ci się nie udało, prawda?
Zaczynam się śmiać, bo ten dupek jest po prostu zwyczajnie
żałosny.
– Wystarczyło sześć godzin spędzonych w Australii, kiedy
spotkałam prawdziwego mężczyznę. Spędziłam z nim trzy miesiące
i, zapewniam cię, nie myślałam o tobie, gdy się pieprzyliśmy, a
on doprowadzał mnie do jednego orgazmu za drugim.
Zbliża się do mnie, a ja widzę w jego oczach pożądanie. Zapędza
mnie w kąt windy, po czym przyciska swoje ciało do mojego.
– Cóż, tutaj raczej nie będzie cię pieprzyć i
doprowadzać do orgazmów, więc będziesz potrzebowała kogoś, kto
go zastąpi.
Czy on naprawdę sugeruje, że sam może się tym zająć?
– Możesz mi kogoś polecić? Bo z tobą nigdy nie miałam
orgazmu.
Dojeżdżamy na parter. Musi mnie puścić, zanim znajdzie odpowiedź
albo w jakikolwiek sposób zareaguje. Drzwi otwierają się zbyt
wolno, ale ja i tak wyślizguję się najszybciej jak mogę. Nie
muszę patrzeć za siebie, żeby wiedzieć, że jest tuż za mną.
Jego obecność budzi we mnie wstręt, którego nie mogę się
pozbyć.
Otwieram samochód pilotem, ale nie udaje mi
się wsiąść do środka, ponieważ Blake w mgnieniu oka pojawia się
obok mnie. Chwyta mnie od tyłu i przyciąga do siebie, tak jak robił
to Jack Henry, ale dużo mniej delikatnie. Czuję, że jego penis
jest twardy i robi mi się niedobrze. Rozglądam się po parkingu,
licząc, że ktoś zobaczy, co on wyprawia.
– Oszalałeś, Blake? Ktoś mógłby cię zobaczyć. Wszędzie
są kamery.
Jego usta znajdują się tuż przy moim uchu. Czuję na skórze jego
oddech. Włosy na karku stają mi dęba, a na szyi mam gęsią
skórkę.
– Nie obchodzi mnie, czy ktoś nas zobaczy, Laurie. Bardzo za
tobą tęskniłem i podjąłem decyzję. Jestem gotowy zostawić
Beth, żebyśmy mogli być razem.
Akurat, jest gotowy.
– Nie, nie jesteś.
– Jestem, przysięgam.
– Nie, Blake. Nie rozumiesz. Nie powiedziałam tego, ponieważ
ci nie wierzę. Powiedziałam to, bo cię nie chcę.
Zaciska trzymające mnie dłonie i całuje w szyję.
– Ale ja ciebie chcę, Laurie – mówi proszącym tonem. –
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo cię pragnę, dopóki
nie odeszłaś. Proszę, nie popełniaj błędu i nie kończ tego, co
jest między nami, zanim otrzymamy szansę na szczęśliwe życie.
– To szaleństwo. Mówisz tak, jakbyśmy zerwali przez jakąś
bzdurę. Masz żonę, a twoje małżeństwo nie było błędem, to ja
nim byłam. Nie wspominając o tym, że cały nasz związek opierał
się na kłamstwie.
– Maleńka, mam wady. Nie jestem idealny.
– Nie mów do mnie „maleńka”. –
Tylko Jack Henry może mnie tak
nazywać. – A żaden mąż i
ojciec nie powinien mówić o swojej żonie i swoich dzieciach jako o
wadach.
Odwraca mnie przodem do siebie.
– To wszystko przez niego,
tego australijskiego dupka, z którym
rozmawiałem przez telefon. To przez niego mnie nie chcesz, teraz
wolisz jego.
– Zawsze będę go chciała.
Twarz Blake’a się zmienia, a on traci całą delikatność oraz
żądzę. Teraz jest zły.
– Chcesz go bardziej niż kariery?
Chyba mi grozi, ale chcę, żeby to powiedział.
– Co to ma znaczyć?
– Dokładnie to, o czym myślisz. Wiesz, jak łatwo mogę cię
pogrążyć, więc masz wybór – albo do mnie wrócisz, albo nici z
twojej kariery. To takie proste.
Patrzę na niego zszokowana. Nie wierzę, że
stać go na tak bezduszną groźbę, Mówi, że daje mi wybór, ale
to tylko pieprzenie i oboje o tym wiemy. Chce mnie siłą zaciągnąć
do łóżka. Jestem tak bardzo wściekła, że reaguję bez namysłu
– kopię go prosto w krocze, najmocniej jak potrafię. Od razu pada
na beton.
Wskakuję do samochodu i blokuję drzwi. Ręce
trzęsą mi się tak bardzo, że nie mogę włożyć kluczka do
stacyjki. Na szczęście, po chwili moja stara honda ożywa.
Opuszczam szybę w oknie.
– Możesz sobie zachować moje piosenki
razem ze swoim kontraktem i wsadzić je sobie w dupę. I jak już
jaja wrócą ci na miejsce, możesz mnie pozwać za złamanie
postanowień umowy, żebym mogła powiedzieć całemu światu jakim
kłamliwym, zdradliwym chujkiem jesteś. I jaki jesteś słaby w
łóżku. Beznadziejny!
Odjeżdżam z piskiem opon i momentalnie
zaczynam panikować.
Co ja właśnie narobiłam?
Kogo próbuję oszukać? Nie da się tego z
niczym pomylić. Właśnie pogrzebałam swoją karierę.
w tym miejscu znajduje się obrazek
Myślałam, że już wcześniej znalazłam się na dnie, ale nie
mogłam się bardziej mylić. To, gdzie znajduję się teraz, to o
jeden piekielny krąg głębiej niż poprzednio.
Po mieszkaniu chodzę jak zombie, i to tylko po to, żeby dotrzeć
do sypialni i paść na łóżko. Wzdycham, patrząc na obracające
się powoli pod sufitem skrzydła wiatraka. Przywodzą mi na myśl
życie. Każde skrzydło goni to przed sobą, ale to beznadziejny
wyścig. Żadne nie dogoni bowiem innego. Taka jest historia mojego
życia – biegnę za szczęściem, które mam przed sobą, ale ono
zawsze mi ucieka, niezależnie od tego jak szybka bym nie była.
Leżę tak dłuższą chwilę i wreszcie
odpływam. Nie mam pojęcia, ile czasu śpię, gdy z mojego telefonu
rozlega się melodia dzwonka przypisanego do kontaktu o nazwie
„Jolene”. Fantastycznie. Jolie
Prescott jest dokładnie tą osobą, której teraz potrzebuję.
Zastanawiam się, czy nie poczekać aż nagra się na pocztę
głosową, ale wiem, że niestety będzie po prostu dalej dzwoniła.
Wytrwałość – to jedna z jej zalet.
– Cześć, mamo.
– Laurie, cały dzień czekam, aż zadzwonisz i opowiesz mi,
jak poszło spotkanie z Davidem i Blakiem. Dlaczego się nie
odzywasz?
Mówiąc jej o tym spotkaniu, popełniłam błąd. Nie chcę teraz o
tym mówić, ale nie da mi spokoju. Nigdy nie daje. To kolejny jej
talent, ale i tak będę próbowała się wywinąć. To z kolei coś,
co ja potrafię.
– Długo by opowiadać i nie chcę o tym teraz mówić. Może
spotkamy się później i wtedy pogadamy?
– To znaczy, że nie poszło dobrze. Przyjedź, proszę.
Musimy o tym porozmawiać, żeby ułożyć plan działania.
Uwielbiam to – co my
zrobimy. Dawniej pracowała w
przemyśle muzycznym, więc zna ten biznes od podszewki. Może
doradzi mi, co powinnam teraz zrobić, bo ja za cholerę nie potrafię
niczego wymyślić.
Ale nie pojadę tam, jeśli w pobliżu kręci się jej kochaś.
– Nie ma go tam, prawda?
– Nie, Laurelyn, nie ma go tutaj –
mówi, jakby zirytowało ją to, że nie chcę go widzieć.
– Ok, przebiorę się i przyjadę.
Rozłączam się, po czym zakładam spodnie do
joggingu z napisem LOVE na tyłku – te same, które Jack Henry z
lubością ściągnął do moich kolan, zanim przerzucił mnie przez
oparcie kanapy Bena. Nie obchodzi mnie, ile będę miała zmarszczek
czy siwych włosów, zawsze będę to wspominała. Ale na wszelki
wypadek opiszę to w pamiętniku, żeby opiekunka w domu starców
mogła mi czytać tę historię, jeśli będę miała alzheimera.
Może zapomnę, że jest ona o mnie, ale na pewno pomyślę, że
jakaś kobieta miała farta.
A jednak nie potrzebuję pamiętnika. Każda piosenka, którą
napiszę, będzie o Jacku Henrym. W ten sposób uwiecznię naszą
opowieść na zawsze – w mojej muzyce.
On już zawsze będzie każdą moją piosenką.
w tym miejscu znajduje się obrazek
Mamę znajduję w salonie. Jej dom jest niewielki i skromnie
umeblowany. Większość mebli została kupiona po promocyjnej cenie
i zastanawiam się, co sławny Jake Beckett musi o tym myśleć, gdy
zostaje tu na noc.
Rzuca mi jedno spojrzenie, a ja już wiem, co myśli – że
wyglądam okropnie. Właśnie tak wyglądam, zdaję sobie z tego
sprawę. Nie widziała mnie od dwóch tygodni, więc cienie pod
oczami i utrata wagi na pewno rzucają jej się w oczy.
– Laurelyn Paige! Co ci się stało? Jesteś chora? Złapałaś
coś w tej Australii?
Oczywiście, że tak. Jestem chora z miłości. Powinno to być
oczywiste dla każdego.
– Nie jestem chora, mamo.
– W takim razie co się dzieje?
Podchodzę i padam na kanapę obok niej. Wygląda na to, że
straciłam całą grację. Ostatnio tylko na coś padam i klapię.
Nie wiem od czego zacząć opowieść o tym, co się stało. Moje
życie to jedna wielka pomyłka za drugą – poza Jackiem Henrym,
który jako jedyny element znajduje się na miejscu. Jedyny.
– Chyba powinnam ci powiedzieć, dlaczego pojechałam do
Australii.
Nie ma pojęcia o mojej relacji z Blakiem. Utrzymywałam to przed
nią w tajemnicy, bo wiedziałam, że nie będzie tego pochwalała.
Powiedziałaby mi, że związek z producentem to zły pomysł. I
miałaby rację.
Widzę, że nie jest zadowolona, gdy opowiadam jej o romansie, ale
nic nie mówi, więc przechodzę do tematu mojej podróży. I mojego
Jacka Henry’ego. Już wymawiając jego imię, uśmiecham się
nieświadomie.
Mama chyba nieco mięknie, gdy opisuję miłość mojego życia i
to, co do niego czuję. Większość szczegółów o naszej umowie
pomijam, poza tym, że ustaliliśmy, iż nasza relacja zakończy się
z chwilą mojego wyjazdu. Dodaję także niewinne kłamstwo –
podstawą tej decyzji miał być fakt, że taka relacja na odległość
byłaby niemożliwa. Nie mogę jej powiedzieć, że on po prostu nie
chce, żebym jeszcze kiedykolwiek się z nim kontaktowała.
Łzy napływają mi do oczu. Było mu tak
łatwo pozbyć się mnie ze swojego życia. Powiedziałam mu, że go
kocham, ale on mi tego nie powiedział. Bo mnie nie chciał.
Gdy kończę okrojoną z pikantnych szczegółów opowieść o
czasie spędzonym z Jackiem Henrym, przechodzę do tego, jak
wyglądało spotkanie z Blakiem i Davidem. Wydaje się zadowolona z
tego, co mówię, ale ten stan rzeczy gwałtownie się zmienia, kiedy
słyszy, jak prawie pozbawiłam Blake’a jaj.
Wstaję i nerwowo chodzę tam i z powrotem.
Spodziewam się reprymendy za to, co zrobiłam, niszcząc przy okazji
swoją karierę, ale matka mnie zaskakuje.
– Ten drań zagroził, że zniszczy twoją karierę,
przyciskając cię jednocześnie do samochodu? To, że kopnęłaś go
w jaja, to i tak za mała kara. Próbował cię zaszantażować, co
jest przestępstwem, więc nie masz się czym przejmować. Zajmiemy
się tym bez problemu.
Kim jesteśmy my? Ma na myśli mnie i siebie, czy siebie i mojego
dawcę spermy?
Nagle słyszę pełen gniewu męski głos.
– Kto przycisnął cię do auta i groził, że zrujnuje twoją
karierę?
Aż podskakuję, słysząc ten władczy ton. Gdy odwracam się do
właściciela silnego głosu, widzę, że w drzwiach stoi Jake
Beckett. Sposób, w jaki na mnie patrzy, wskazuje na to, że moje
oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
Nie odzywam się, a on podchodzi do mnie ostrożnie, jakbym była
dzikim, gotowym do ucieczki zwierzątkiem. Nie spuszcza ze mnie
wzroku, przyglądając się mojej twarzy. Wygląda jak
zahipnotyzowany. I jak bardzo bym nie chciała, też nie potrafię
oderwać od niego wzroku. Czuję się, jakbym patrzyła w lustro. Nie
miałam pojęcia, że jesteśmy do siebie tacy podobni.
Wyciąga dłonie i obejmuje nimi moją twarz. W pierwszej chwili mam
ochotę się odsunąć, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu
pragnę jego pełnego czułości dotyku.
– Mój Boże, wyglądasz dokładnie jak moja siostra. To
niesamowite.
Większość życia spędziłam, nienawidząc tego człowieka za to,
co zrobił mnie i mojej matce. Spłodził dziecko, mimo że miał
żonę, a później udawał, że nie istniejemy. Wyrzucił nas jak
śmieci. Nienawidzę go za to i za każdy moment, kiedy mógł
ułatwić mi życie, a jednak tego nie zrobił.
Nienawidzę
cię. Mam te słowa na końcu
języka. Chcę je powiedzieć, albo raczej wykrzyczeć, żeby
zobaczyć jego minę. Chcę go zranić tak, jak on ranił mnie przez
te wszystkie lata.
Przestaje na mnie patrzeć i odsuwa dłonie, tylko po to, żeby
wyciągnąć je i mocno mnie przytulić. Moja twarz ląduje przy jego
ramieniu, ale nie zagłusza ono słów, które tak bardzo chcę
wypowiedzieć.
– Nienawidzę cię – ledwo szepczę, niemrawo próbując go
odepchnąć, ale on jedynie mocniej przyciska mnie do siebie.
– Możesz mówić o tym, jak mnie nienawidzisz, ile tylko
chcesz, bo to nie zmienia faktu, że ja bardzo cię kocham, Laurelyn.
Chcę mu powiedzieć, że bardzo bolał mnie brak miłości z jego
strony, to że mnie nie chciał przez całe życie i jak bardzo
wpłynęło to na sposób, w jaki postrzegam każdego pojawiającego
się w moim życiu mężczyznę. Zamiast tego czuję coś, co mnie
szokuje. Inaczej wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie.
Wszystkie te lata gniewu odchodzą w niepamięć. To przecież mój
ojciec i po raz pierwszy trzyma mnie w ramionach. Znowu jestem tą
małą dziewczynką, która marzyła o tym i modliła się, żeby
mnie zechciał i żebym była warta jego miłości.
– Nie umiem wyrazić słowami tego, jak bardzo żałuję, że
nie byłem obecny w twoim życiu. Ale teraz będzie inaczej,
obiecuję. Świat dowie się, że jesteś moją córką, bo cię
kocham.
Nigdy nie chciałam, żeby świat wiedział, że jestem córką
Jake’a Becketta. A na pewno nie teraz. Nie chcę, by był dla mnie
darmową przepustką do kariery muzycznej.
– Nie, nie chcę, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
– Nie rozumiem.
Oczywiście, że nie rozumie. Mało kto by zrozumiał.
– Nie chcę, żeby mój sukces opierał
się na tym, że jestem córką Jake’a Becketta. Jeśli mi się
uda, to wyłącznie dlatego, iż jestem w tym cholernie dobra. Jak
ogłosisz wszystkim, że jestem twoją córką, nigdy nie dowiem się,
czy byłam wystarczająco dobra, żeby osiągnąć sukces
samodzielnie.
Widzę, że mu się to nie podoba, ale niewiele mnie to obchodzi.
– Zrobię, co zechcesz, Laurelyn. Ale
obiecaj mi, że będę mógł to ogłosić, gdy już ci się uda.
W tym momencie nie mam ochoty na składanie obietnic.
– Najpierw pozwól mi osiągnąć sukces, a wtedy zobaczymy
co dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz